poniedziałek, 28 grudnia 2009

Śnieg pada, śnieg pada - szkoda że na święta nie zdążył...
Siedzę w pracy i nic mi się nie chce :) Chociaż już porządek na biurku zrobiłam :)
Święta przeżyliśmy, muszę przyznać że - co było do przewidzenia - wykończyłam się jak szlag, zero pobyczenia się i błogiego lenistwa. Ja kurde protestuję. Burdel w domu taki jest że masakra - z zabawkami i ciuchami przede wszystkim, oprócz przypływu prezentów gwiazdkowych które leżą wszędzie wzięłam się za przenoszenie zawartości szaf między pokojami i jest po prostu sajgon.
Z prezentów gwiazdkowych wszyscy zadowoleni - Ania właściwie z wszystkiego, zamówiła sobie pieska pływającego i zachwycała się "Ja nie wiedziałam że on jest taki duuuży!" :) A Mateusz choć dostał pełno samochodów, koparek i innych - oczywiście bawi się wszystkim jak to on - potrafi się cieszyć naprawdę nawet z byle pierdoły i zająć nia długo - hitem jednak okazała się gitara. Takie koncerty profi nam odwala że hej.
Wczoraj od rana oczywiście siedziałam w kuchni - gotowałam rosół który wszyscy z radością wsuwali na obiad - oraz sprzątałam (jak przystało na niedzielę :)
To tylko odnotuję wydarzenia ostatnich dni:
W sobotę byliśmy w Krakowie - było u nas tak pięknie, ciepło i słonecznie że stwierdziłam, że siedzenie w domu to przestępstwo, trochę za późno o tym pomyślałam bo gdybym wpadła na pomysł wyjazdu wcześniej to zaliczylibyśmy Wiedeń (w planach wycieczkowych od dawna). W Krakowie było tak cholernie zimno że do dziś mnie wzdryga jak sobie przypomnę - różnica temperaturowa między tamtą a naszą wsią :) kilkustopniowa. Tak więc oblecieliśmy na szybko okolice Wawelu, smoka i rynek - obiad na rynku i już był wieczór.
Byłam tam poprzednio jakieś tralalala hmmmm dwadzieściaparę lat temu chyba i moja refleksja taka - że ten rynek to wcale nie jest taki duży jak zawsze myślałam - w sumie jest chyba niewiele większy od tego w CCH - jako dziecko miałam nieco inny odbiór przestrzeni :) Ale klimat to on jednak ma - szczególnie w tym okresie świątecznym kiedy wszędzie lampki, choinki i dekoracje.
Zdjęcia są oczywiście - w domu :)
Wczoraj też zastanawialiśmy się nad wycieczką - myśleliśmy o Wrocławiu, ale tak jakoś się tym poprzednim dniem zmęczyliśmy i wymroziliśmy, że w końcu zostaliśmy w domu i tylko po obiedzie pojechaliśmy z dzieciakami do centrum handlowego - oni na kulki a my na zmianę do sklepów popatrzeć jak wyglądają te poświąteczne przeceny. Przeceny do dupy a ludzi tyle że był problem zaparkować- w centrum w którym zazwyczaj nawet w niedzielę jest pustawo - i ludzi w sklepach masa - wszyscy w jakimś amoku. Poszłam popatrzeć na buty oficerki - ale jak zobaczyłam te ceny - po 400-600 zł - PO PRZECENIE - to powiedziałam dziękuję :) (skąd oni te ceny biorą???) Pojadę do Daichmana i kupię za stówę PRAWIE takie same :)
Kolejna godna odnotowania wiadomość to taka - wczoraj wypadł Ani pierwszy ząb - tj jeszcze się trzyma ale właściwie na włosku. Jest załamana, choć tak bardzo przecież na tą pierwszą szczerbę czekała (bo zrobiła się ostatnio starsznie przewrazliwiona na punkcie swojej cielesności - każde zadrapanie wymagałoby właściwie telefonu na pogotowie). Oczywiście nie chciała słyszeć że jej tego zęba wyrwę żeby jej nie przeszkadzał.
A Mateusz - w końcu się jakoś odblokował i zaczął coś mówić. Przyzwyczajona do tego że wszystkie moje dzieci to długodystansowe niemowy wogóle nie zwracałam uwagi na to nie włada jeszcze ludzką mową choć już dobrze by było żeby zaczął - i tak można się było z nim dogadać na każdy temat. Od kilku dni zaczął sam powtarzać po nas poszczególne słowa, niektóre bardzo wyraźnie, niektóre przekręca- zawsze to robi w formie pytającej. Np pokazuję w Kościele Mariackim nad wejściem w środku - patrzcie jaki tam jest orzeł - Mateusz na to: OZIEEEEŁ??? Patrz Mateusz - Tramwaj jedzie. BAMBAAAJ??? itd
No. I MAMA PUPA! (to znaczy że mama zaraz dostanie w pupę bo jest niegrzeczna :)
Oraz załapał: PUK PUK. KTO TAM? HIPOPOTAM (hipopotam tak nie do końca mu wychodzi :)Ale za to jelenie, dziki, żółwie i inne trudne zwierzęta wymawia jak stary. Natomiast nie potrafi wymówić np. "kot". Wychodzą mu tylko trudne słowa :) I np "TRAKTOR TOM" Generalnie uwielbia wszystko co zawiera w sobie R i wymawia je lepiej niż ja :))))
No to czas zabrać się za robotę.
HA! :)

1 komentarz:

Anka (m-m-t) pisze...

Zapraszam do Wrocławia :) Piękne miast. Tez wczoraj szwendaliśmy się po rynku, może byśmy na siebie wpadły ;).
Tak to jest z tymi dziećmi...długo nic, a potem wszystko hurtem, chociaż akurat w kwestii mówienia u Nas i w jednym i w drugim przypadku ekspresowo.
Zdania 3, 4-ro wyrazowe już są w użytku...masakra.