środa, 7 lipca 2010

Od wczoraj mamy pod płotem i w ogrodzie ekipę która wymienia we wsi rury wodne. Kopią jakąś nowoczesną metodą odwiertów, ale i tak musieli u nas w centralnym punkcie frontowego trawnika wykopać byczą dziurę na przyłącze.
Ale najpierw chodził pan z różdżką - myślałam że padnę i szukał gdzie kopać. Ta różdżka to serio działała! Sama widziałam! :))))
Resztę robili trochę niżej na ulicy .... w pewnym momencie przestała lecieć u nas woda - nie przejęliśmy się tym myśląc że może zakręcili w jakimś celu - przełączyliśmy się na studnię. Po pewnym czasie przychodzi pan i pyta czy mamy wodę. Mówimy że nie. On na to - że chyba przebili gdzieś rurę - musiała lecieć inaczej niż jest na planach, bo woda leje się ulicą. Załamany. Hehehe - przyjechała ekipa z wodociągów i debatowali co z tym fantem zrobić :) Ale że była już godzina 18ta a chopy ledwo żyli po dniu roboty w deszczu, korzystając z faktu że my mamy tą swoją wodę ze studni więc nie cierpimy- będą dopiero dziś naprawiać.
Byłam wczoraj rano w pracy powysyłać tabelki po czym poprosiłam o wolny dzień bo te wykopki a na to pies i dzieci to J. stwierdził że dla niego za wiele. Skończyło się tak że dzieci siedziały u sąsiadów, pies w domu a ja spałam bo normalnie mnie wczoraj ścięło z nóg. Chyba ciśnienie leciało na łeb na szyję - no zresztą widać to za oknem po załamaniu pogody.
Wieczorem gadałam z (pracową) Kasią na GG i tak się uśmiałyśmy że autentycznie łzy mi leciały po policzkach. Ze śmiechu oczywiście. Ale z nas wariatki :)
Dziś w teren.
Po cholerę wstaję tak wcześnie skoro Ania przedszkola nie ma i nie muszę jej rano obrabiać? Chyba z przyzwyczajenia ... poza tym wakacje szybko zlecą i musiałabym się od września znowu przestawiać na nowy biologiczny budzik :) A tak - cięgiem jadę!

1 komentarz:

cypisek pisze...

Ja jednak wstaję później. Czyli nie 6.45 a 7.15 :)