Był tort z konikiem i dostała (ku memu zaskoczeniu) masę b. porządnych prezentów.
Od dziesięciu dni funkcjonuję na ciągłym kacu i bez porządnych gorących posiłków. Boże Narodzenie przypomina wojnę. Na Oxford Street czuję się jak na linii frontu i marzę o tym, żeby znalazł mnie Czerwony Krzyż. Aaaaa... Jest dziesiąta rano. Nie kupiłam prezentów. Nie wysłałam kart. Muszę iść do pracy. Do końca życia nie wypiję kropli alkoholu. Aaaa - telefon polowy. Grr! Dzwoniła mama, ale miałam uczucie, że to Goebbels, chcący mnie pogonić do inwazji na Polskę.
Aaaaaa przy okazji wizyt w Wodzisławiu Śl. - w związku z zawożeniem Ani na tańce - zapisałam się w końcu do PORZĄDNEJ biblioteki i w końcu mam co czytać (nasza wiejska w remoncie od pół roku).
Ania po dwóch zajęciach zespołu jak na razie zachwycona (pewnie przejdzie jej niebawem ;) - nie wiem co się tam dzieje dokładnie bo siedzę za drzwiami (rodzice nie mają wstępu na salę w trakcie zajęć) - ale podsłuchuję i to co słyszę brzmi profi ;)
Jedna pani jest od śpiewu - akompaniuje na pianinie, ćwiczy dykcję, rozgrzewa struny głosowe, wprowadza elementy edukacji muzycznej - gama, dźwięk niski-wysoki itepe; a druga pani jest od tańca.
Właśnie uświadomiłam sobie że od wczorajszego rana kiedy to jadłam musli zapomniałam cokolwiek zjeść (pomijam kawałek tortu, jakiś owoc itepe), idę wiec jeść (ale mi się nie chce robić) ...
4 komentarze:
masz gdzieś trzeciego bloga? którego zaczęłaś cichcem? bo nie wierzę, że nie masz co pisać! pozdrawiam.
ja się już nie wypowiadam na ten temat nawet :)
codziennie zaglądam, a nowych wieści brak...
ania
dobra dobra nie marudźta :) napiszę coś kiedyś :)
no patrzcie jeszcze na nas naskoczyła, że marudzim no :) :) :)
ania
Prześlij komentarz