wtorek, 25 stycznia 2011

Dziś jeden z tych dni z działu "luka w życiorysie".
Całą miniona noc włączone miałam "czuwanie" - bez żadnego specjalnego powodu - takie mocno zakodowane w podświadomości przeświadczenie że "na pewno zaśpię, a jak zaśpię to się wydarzy bógjedenwieco".
W związku z powyższym wybudzanie się z nerwowego snu co godzinę i sprawdzania wyświetlacza telefonu czy już trzeba wstawać. Na dokładkę jakieś dziwne sny/koszmary, że szczury które mamy na obserwacji w Inspektoracie rozmnożyły się w nocy i rano zastaliśmy wdeptane w ściółkę szczurze noworodki.

Ta cudowna noc zaowocowała całodziennym przybiciem ciemienia, zakończonym hiper giga migreńskiem - całe szczęście już po powrocie do domu.
W domu pusto i cicho - nietypowo, bo dzieci jeszcze w Gliwicach, Janusz już do nich dobił z Krakowa. Mogłam więc odchorować i odespać w spokoju, posnuć się po kątach i zrobić przegląd kanałów TV.

W tym sezonie nie zaliczyliśmy jeszcze ani jednego pobytu na stoku - i nie wiedzieć czemu w ogóle tego nie planujemy i nie myślimy o tym. Jestem tak zmęczona ze nie mam siły myśleć o wypoczynku. Chore.

Muszę jutro w pracy wyrwać się w teren bo zwariuję przy tym moim nowym, dużym i przecudnej urody biurku :)))

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

MGiH: ale pięknie po zmianach! :) ja ze stresu gadam po angielsku przez sen :))