środa, 16 marca 2011

Szczyt sadyzmu - zażyczyć sobie od matki będącej na diecie, zrobienia PTYSI (z kremem budyniowym a'la karpatka).

Zrobiłam IM* ...

Chyba zejdę na ślinotok ...
__________________________________
*potworom :)

Nawiązując do diety - ponieważ zaczyna mnie mdlić na widok twarogu (nie jestem zbyt mocna w dietach) - przechodzę do drugiego etapu - w sumie po 6 dniach etapu I-go chyba nie najgorzej (zalecany czas trwania 2-10 dni). W II etapie można obżerać się brokułami :) WOW :)

Wczoraj mieliśmy awarię z Anią - po poniedziałkowej akcji z biegunką postanowiłam jej nie dawać do przedszkola (bo nie było wiadomo czy będzie jakiś ciąg dalszy, ja musiałam jechać do pracy, J. nie było) - tylko najpierw wzięłam ją ze sobą do pracy, a później zawożąc próby do sąsiedniego miasta na transport do ZHW - odstawiłam do sąsiadki. Po kilku godzinach dowiaduję się telefonicznie, że Ania skarży się że od rana nie umie się wysikać.
Po tej wiadomości, jak stałam tak zwinęłam się do domu (w przelocie oznajmiając szefowi że muszę się zwolnić bo jestem chwilowo samotną matką i mam awarię domową) - jako że wizja zatrzymania moczu (z jakiejkolwiek by nie była przyczyny) nieco mnie zmroziła.
Po złapaniu w locie karty ubezpieczeniowej (no wiecie te słynne karty śląskiej kasy chorych) porwałam ją do Ośrodka Zdrowia (choć jej zachowanie było podejrzanie normalne jak na osobę cierpiącą z powodu niemożności wysikania się) gdzie oczywiście pediatry ani widu ani słychu - był tylko doktor osłuchujący płuca bez włożenia słuchawek fonendoskopu do uszu :D oraz leczący migrenę apapem.
Dzięki Bogu stwierdził że ON NIE UMIE JEJ ZBADAĆ i że mamy jechać do szpitala na Oddział Dziecięcy. I git - o to mi chodziło.
Pojechałyśmy do szpitala, przyjął nas miły doktor pediatra, zbadał dość dokładnie i stwierdził że Ania jest zdrowa jak koń a jej "niemożność oddania moczu" to psychiczna obrona z lęku przed bólem (po biegunce podrażnione okolice te i tamte). I rację miał bo jak namówiłam ją na wysikanie się do wanny podczas kąpieli to okazało się że sika i to jeszcze jak :)
Zejdę jak nic na chorobę psychiczno-nerwową przez te wszystkie akcje!
Cała ona (tj. Ania) nas jednak niepokoi (z tego powodu zrobiliśmy jej badania krwi - wyniki ma idealne) - bo od kilku tygodni skarży się na ból gardła, ból "w klatce piersiowej" - wg mnie to bardziej "dołek" pod mostkiem, nie ma apetytu - chuda jest jak szczapa - w domu prawie nic nie je - mam nadzieję że chociaż w przedszkolu co nieco połknie, poza tym blada i sińce pod oczami.
Zaczynam się zastanawiać czy ona nie ma czasem jakiegoś refluksu czy coś w ten deseń - bo te "napadowe" bóle gardła (a w gardle nie widać żadnych zmian) i ten apetyt ... nie wiem - problem polega na braku kompetentnego pediatry na horyzoncie do którego można by iść sensownie, a także nie wyobrażam sobie iść i powiedzieć mu - panie - dziecko ma refluks :D
Dziś znowu narzekała na gardło i ból brzucha.
Mam nadzieję ze okresu nie dostanie niebawem :))))

Młody NIE CHORY - aktualnie trenuje jazdę na deskorolce czym mnie rozwala (jak będzie okazja to nakręcę) :) Poza tym pożarł dziś pół papryki czerwonej surowej. W ojca to on się na 100% nie wdał :)

W pracy dziś CAŁY DZIEŃ pewna pani z naszego WIWu wałkowała pewną tabelkę sprawozdawczą. Wałkuje ją już zresztą dwa miesiące - ja nie wiem jak można tak długo siedzieć nad jedną rzeczą, ona jakaś ograniczona jest - za długo tu pisać o co chodziło ale generalnie stwierdziłam że pani Magdalena - moja zresztą "ulubienica"* - to się tam marnuje, powinna zająć się czymś bardziej uduchowionym i zarazem nie wymagającym sprawności umysłowej - np wyplataniem koszyków z wikliny.

* dać jej wódki! :)

I nadrabiam czytelnię:

Julita i huśtawki- Hanna Kowalewska - b.b.b.b. dobra książka - napisana świetnym językiem, na 100% sięgnę po "Tego lata, w Zawrociu" tej autorki. Książka opowiada historię pewnego pokolenia urodzonego w czasach głębokiego PRLu w małej prowincjonalnej pipidówie (skądś to znam hehe) - studium charakterów, książka symboliczna i klimatyczna.
Warto!

Gwiazdy w ogrodzie - Joanna Lustyk - sympatyczna ale słabiutka - taka akurat do pociągu ;) - książka miała być o czymś (krótka historia zawiązującej się przyjaźni między kilkuletnią dziewczynką sierotą a facetem artystą malarzem) ale w/g mnie wyszła o niczym :) Ale czyta się sympatycznie - i SZYBKO :) Nie warto :)

________________________________________________________

Zauważyłam że nie pochwaliłam się naszym nowym nabytkiem - taki oto wypasiony sprzęcik zakupił mi małżonek:

po tym jak stary wyzionął ducha (wziął i się spalił w trakcie odkurzania auta). Bezworkowy Samsung 2000 w :) Ale wypasiony mówię Wam :) Tylko nieco mnie przeraziło kiedy po kilku pociągnięciach po wykładinie zajrzałam przez szybkę do zbiornika na syf - aaaaaaaa!

W sobotę wybieramy się na musical (Hair) do teatru Gliwickiego.


2 komentarze:

SanFran pisze...

Agata a może Ani ma jakiegoś pasożyta - te sińce mi tak pasują i ból brzucha. Wiem, że niedawno odrobaczałaś maluchy, ale moze pyrantelum jednak na któregoś "gada jelitowego" nie zadziałał.

Kaja pisze...

Tez mamy nowy bezworkowy odkurzacz i jestem w szoku ile syfu zzera po jednym sprzataniu mieszkania :))
U Gabrysi bladosc, worki pod oczami plus kiepski apetyt oznaczaly lamblie. Tyle ze bez bolu gardla.