Przede wszystkim - najważniejsze - Ania na zielonej szkole. Od soboty czyli drugi dzień.
Jak na razie dzwoniła jakieś 120 razy i zaliczyła jeden szloch i łkanie wczoraj wieczorem "Mamo ja nie wiem dlaczego ja płaczę". Wysyła Babci wiadomości że się nudzi i że był niedobry obiad i musiała się napchać pączkami :) Byli dziś na fermie strusi ale cały dzień nie dzwoniła, chyba jej się telefon rozładował. Ale właśnie się odezwała i zafundowała mi takie wycie, szloch i spazmy i wydzieranie się na mnie "WY MNIE ZMUSZACIE!!!!!!!!!!!!! A JA NIE CHCĘ TU BYĆ! MI SIĘ TU NIE PODOBA I CHCĘ DO DOMUUUUUUUUU!!!!" - że powiedziałam że porozmawiamy jak się uspokoi bo mnie zatkało i nie wiedziałam co mam jej powiedzieć, po czym się rozłączyłam. Następnie wykorzystałam koło ratunkowe tj. telefon do ojca żeby z córką porozmawiał. Mój jedyny pomysł to zadzwonić do wychowawczyni żeby jej zarekwirowała telefon. Stary mnie opierniczył i zabronił z nią gadać, to fakt mam jakiś negatywny wpływ na dzieci. W sobotę kiedy Mateusz jechał z przedszkolem do opery w Bytomiu na balet "Kopciuszek", w szatni przedszkolnej zdenerwował się i też rozpłakał i szlochał tak długo jak mnie widział. Kiedy znikłam z pola widzenia to podobno był natychmiast jak nowy :)
Wczoraj chyba złapała doła jak usłyszała wczoraj że mamy gości i grilla. Dobrze że nie wiedziała że na koniec grilla były fajerwerki (zostały z Sylwestra ;) Szkoda tylko że fajerwerki z założenia odpalone zostały z okazji Dnia Dziecka dla radochy Mateusza, a skończyło się tym że po odpaleniu pierwszych młody chciał uciekać do domu a radochę na maxa miały stare konie :) Tj dorośli :)
Wczorajszy "grill" - full spontan - naśmialiśmy się za wszystkie czasy.
Nikon w sposób nienormalny zakochał się w Ewie :) Nie odstępował jej na krok, nawet nie pozwalał nikomu siadać obok :) Janusz odkrył koligacje rodzinne z Terenią :))))
A tak w ogóle to Caipirinha ma moc! :)))) Nawet w wersji studencko - spolszczonej (receptury nauczył nas dawno dawno temu w odległej galaktyce rodowity Paragwajczyk imieniem Pablo:)))
Dobra ....
Aha ....
Pobiegłyśmy (25.05) ;)
... właśnie lecę smażyć kolejnego ...
Aha ....
Pobiegłyśmy (25.05) ;)
Bieg jak bieg ... ale jaka zajefajna impreza! Jestem kontuzjowana już tydzień :)
Choć to nie z powodu tego biegu, złapałam jakiś stan zapalny ścięgna w grzbiecie stopy - ledwo łaziłam. Po wyklejeniu plastrem grzejącym już jest ok. Teraz tylko pogody do biegania brak.
aha ...
A ja ostatnio furt robię omlety (syn pragnie):
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz