poniedziałek, 2 lutego 2015

Ostatni czas nabrał dla nie przedziwnej stabilizacji.
Piszę „przedziwnej” bo chyba nie do końca mieści się w standardach ogólnie przyjętej normalności ;) – jednak skoro zaczęłam śnić (sny) to dla mnie oznacza wewnętrzny spokój.
Doba nabrała nowego rytmu i tempa – dużo spokoju, muzyki, filmów, książek i rozmów, rozmów, rozmów ...
Ogólnie - wyciszenia przeplatanego dawaną i przyjmowaną serdecznością.
Zaczął się luty który co roku jest dla mnie jakimś specjalnym czasem zadumy – niewątpliwie dlatego że to miesiąc moich urodzin, ale także wzmożonego przednówkowego wyczekiwania na wiosnę.
Pierwsze wiosenne kwiaty które zazwyczaj dostaję w lutym i wyrazy sympatii bliższych i dalszych znajomych – budują i napawają optymizmem i wiarą w to że radość z życia nie musi być dożywotnio reglamentowana ;)
Oczywiście musi być równowaga w przyrodzie (w której to napastnik uderza z innej, nie przewidzianej w dotychczasowej strategii flanki) – bo inaczej pewnie nadmiar szczęścia by mnie zabił :D
Pracę jakoś zlewam - tj nie sensie nie dopełniania obowiązków - ale jakoś nic mnie ostatnio nie jest w stanie wnerwić i wyprowadzić z równowagi ...;) 6 lat pracy w "świecie Orwella" do czegoś w końcu zobowiązuje :)
J. w szpitalu od wczoraj – dziś zabieg na przepuklinę – już po – mam nadzieję że wszystko będzie ok. Dzwonił że jak na razie dobrze tylko boli.
Ferie zimowe rozpoczęte ale na razie dopóki J. nie wypuszczą to nawet nie myślę o jakichkolwiek planach – może uda się tradycyjnie dzieci wywieźć do dziadków na tydzień – są tam u nich szczęśliwi ;)
Trochę sprzątam w domu jednak bez przekonania, umyłam kilka okien – wydawało mi się że są czyste do momentu zdjęcia firan :D
No i nadrabiam zaległości kuchenne (wyciszam się i przemyślam w trakcie) w myśl ostatnio zasłyszanego (podobno) żartu (który z jednej strony poruszył mnie do głębi a z drugiej strony bardzo mnie rozbawił :):

Polish women can’t bake ;):



Brak komentarzy: