wtorek, 25 sierpnia 2009

W domu epidemia.
Mat odfajkował pierwszy.
Wczoraj Ania zaprowadzona całkiem zdrowa do przedszkola - odebrana z temperaturą 39 stopni. Plus kilka rzyganek wieczorem (upsss - sory - torsji!) :) i bolące gardło.
Dziś rano poszłam grzecznie opierniczyć panie w przedszkolu że nie zadzwoniły do mnie jak mają dziecko z gorączką taką że ledwo się na nogach trzyma i zasypia na ławce w ogródku.
Dziś temperatura u niej jak narazie umiarkowana, za to kiedy byłam w pracy sms od starego: mam już 38,6 i rośnie.
Oł noł. Niestety dyżuru nocnego w pracy nie przewidziano na dziś.
Ja ledwie żyję - też mnie coś bierze, strasznie chce mi się spać (no dosłownie nieprzytomna jestem i mam niemoc ;) ale się trzymam. Kto jak kto ale ja nie mogę zachorować bo będzie masakra. W pracy zapiernicz. Nie wiem jak się nazywam.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

zdrówka!
dla wszystkich...!
ania

Anonimowy pisze...

Eee , ale jeśli to ten wirus powalający -jelitówka - to bardzo szybko mija, chociaż na początku zwala z nóg.

Marta pisze...

Oj to niedobrze...dla mnie wymioty to najgorsze co moze sie przydarzyc. Kilka dni wyjete z życiorysu.
Duzo zdrówka życze

Anka (m-m-t) pisze...

Czyżby jednak ta angina???
Zdrówka i jeszcze raz zdrówka :*