

Pryszczycę zwalczyliśmy odnosząc pełen sukces. Wyprodukowaliśmy tonę dokumentów i wydaliśmy niebotyczną ilość pieniędzy (oczywiście "na papierze").
Wieczorno-nocnie relaksowaliśmy się w typowy dla naszej grupy zawodowej sposób.
Poznałam - bliżej i z imienia oraz prywatnie (a niektórych też z numeru telefonu) większość naszych (tj z naszego województwa bo manewry były wojewódzkie) CeHaZetowców.
Nie wiem o co chodziło ale jakoś większość PLWetów (oraz kolegów inspektorów) nagle zapragnęło się ze mną bratać i werbować do swoich inspektoratów :))) Wiecie ile z nimi wszystkimi musiałam wódki wypić? :)))))) A następnego dnia - praca z komputerem od rana do wieczora - a oczy na zapałki.
Jestem wykończona :)
A poważnie - ćwiczenia dały mi merytorycznie bardzo dużo jako że nadal wiele rzeczy jest dla mnie nowych - z chorobą zwalczaną z urzędu tego typu (tj wysoce zaraźliwą) nie miałam do czynienia (i obym nie miała) - teraz przynajmniej mam jakośtam zarys tego jak wygląda wygaszanie takiego ogniska.
Ćwiczenia dały mi też bardzo dużo z punktu widzenia właśnie zawodowo-towarzyskiego co w naszej pracy jest nie mniej ważne - nie będę już mieć oporów w przyszłości z zadzwonieniem do tego czy tamtego powiatu w przypadku jakichś problemów - wiem kto miał doświadczenia z chorobami karpi, kto z chorobami pszczół i na czyim terenie hoduje się larwy much.
Ośrodek był bardzo fajny - porządne pokoje, porządna sala konferencyjna, zadbany teren, ładna okolica, dobre jedzenie. I nawet basen. Znowu dałam plamę że nie wzięłam stroju.
W domu jeszcze nie zdążyłam się zorientować co i jak - jutro przyjeżdżają dziadki jedne i drugie i chyba jakieś aniowe urodziny numer jeden zrobimy.
1 komentarz:
larwy much - na przynętę wędkarską :)
Prześlij komentarz