piątek, 12 marca 2010

Z serii - "ku pamięci -książka przeczytana":
Luanne Rice "Gwiazdy prowadzą do domu":


Takie powiedzmy babskie czytadło, nie do końca pustak ale też nie arcydzieło ;) - tj czyta się przyjemnie chociaż od razu wiadomo jak się skończy a poza tym to mam wrażenie że widziałam jej filmową adaptację (lub ktoś wykorzystał scenę z rzucaniem szczeniaka z mostu w jakimś filmie). Ale może być :)

Stary wyjechał (że niby do pracy ehm ehm).

A ja ... mam w kuchni stary drewniany stół (ze strychu) w tym stole głęboką szufladę, a w tej szufladzie trzymam przepisy (kulinarne) i mam tam masakryczny burdel.
W związku z tym (i akcją porządkową) kupiłam zeszyt A4 w twardej okładce i wklejam te fruwające kartki i karteluszki. W oryginale. Bo ja nie wiem ale najlepiej robi mi się coś z przepisu który ktoś napisał mi na świstku, kawałku serwetki albo biletu pkp - najczęściej pamiętam od kogo i w jakich okolicznościach przyrody go dostałam, a jak np. taki przepis przepiszę sobie powiedzmy na kompie to juz robi się z tego przepis bez duszy.
Nie żebym nie miała nic poważniejszego do sprzątania ale to mnie już od dawna wkurzało, że za każdym razem musiałam to wszystko przekopać.

Jedno dziecko śpi, drugie dochodzi, a ja mam dwie nowe książki z biblioteki. Więc chyba już mi się nie chce przyklejać -azymut łóżko :)
Wzięłam dla Ani z biblioteki Dzieci z Bullerbyn - na próbę bo te wszystkie książki "dla dzieci" mnie wykańczają powtarzalnością i infantylnością fabuły (jeśli wogóle mają jakąś fabułę) - tudno o jakieś ciekawe pozycje - trochę obawiałam się że to dla niej jeszcze za trudne (w sensie że poważna powieść z rozdziałami:))) - ale nie! Przeczytałyśmy za jednym zamachem 3 rozdziały i jeszcze nie miała dosyć - widzę że ją zaciekawiło.
Zaczyna mnie znowu dziś głowa boleć (z samego rana zaliczyłam taką migrenę że mimo wzięcia procha 2 h konałam na biurku w pracy) .

W poniedziałek jest u nas w szkole spotkanie dla rodziców dzieci które mogą iść od września do szkoły - coś ala drzwi otwarte. Ja nie zamierzam dawać Ani do szkoły ale na to zebranie może się wybiorę z ciekawości :)

19 komentarzy:

agnes pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
agnes pisze...

mam pytanie - czy możesz podać argumenty, czemu nie do szkoły? ja wiem, czemu moje dzieci nie poszły rok wcześniej. ale jakie obecne matki sześciolatków mają argumenty? czyżby własne doświadczenie sprzed lat? ;)

cypisek pisze...

My skończyliśmy 4 tom Muminków, też fajne.

Ja też nie dam Frania.
Argumenty matek? - bo szkoda mi jego kręgosłupa, rok wcześniej przygniatać (nawet jak nie w I klasie to i tak wcześniej), bo szkoda mi jego żywiołowości i tak tak, choć może dziwnie to brzmi - chęci wiedzy (jestem nauczycielką, więc do szkół nie mam złudzeń, ciekawym trafem żadna z moich koleżanek ze szkół różnych nie daje wcześniej dziecka), poza tym podstawówka to pikuś, ale potem będzie gimnazjum (dziś na onecie czarowny raport,http://wiadomosci.onet.pl/2140890,11,zatrwazajace_dane_nt_gimnazjow,item.html) i tam moje dziecko byłoby ze starszymi, co niekoniecznie musi być dla niego dobre, nawet jeśli gimnazjum jest dobre, to i tak to trudny czas. Ciekawe o tym, że do już określanego jako ciężka szkoła gimnazjum, gdzie stłoczone są dzieciaki w trudnym dość okresie, dorzuci się jeszcze jeden rocznik i jakie to będzie miało skutki jakoś nikt nie pisze z oficjeli.

Cleos pisze...

u nas takie zebranie było wczoraj. Hmmmm tak sobie, bo lampy w tej szkole to ja pamiętam z czasów jak do niej chodziłam. Jedna klasa przystosowana z kącikiem zabaw, dwie pozostałe dla "nauczania przedszkolnego" też w wydzielonym korytarzu, ale już bez dywanu i kącika zabaw bo "nie wiemy jaki będzie nabór, jak będą dzieci to się zrobi". Smok był ze mną i nawet Jej się podobało, ale i tak nie chce od września do szkoły iść. I chyba nie pójdzie.

Agata B. pisze...

Dlaczego nie do szkoły?
Odpowiem przekornie - a dlaczego tak?
Jeśli ktoś przedstawi mi jakieś logiczne argumenty "za" - być może na takim spotkaniu to będzie mieć miejsce, zobaczymy - to się zastanowię. W czym ma być lepsza edukacja na terenie szkoły od (chyba podobnej merytorycznie ???)edukacji w przedszkolu, z opieką przedszkolną, 3 posiłkami, warunkami lokalowymi, drzwiami zamykanymi na domofon, dodatkowymi zajęciami: z logopedą, animatorką tańca, angielskim metodą H.Doron itd. Bo jak narazie to ani nie słyszałam żadnych sensownych "za" od środowiska pedagogicznego - wręcz przeciwnie, a także nie widzę w tym żadnego pozytywu dla naszej konkretnej sytuacji rodzinnej i dla samej Ani :)
Moje doświadczenia "sprzed lat" jak najbardziej - doskonale pamiętam jak mnie wywalili z zerówki hehe - i właśnie dlatego że pamiętam siebie w tym momencie, to widzę że Ania jest zupełnie inna niż ja wtedy, mniej umie (ale jestem nieskromna heh), jest mniej samodzielna (choć bardzo samodzielna i zaradna ale jednak mniej niż ja w jej wieku), a przede wszystkim myślę że gorzej radzi sobie z emocjami niż ja wtedy.
A szczerze to NAJBARDZIEJ przeraża mnie ta walizka na kółkach z którą "chodzi" do szkoły nasza siostrzenica i która waży chyba więcej od niej samej.

notonlywhite pisze...

im więcej o tym czytam tym mi się wszystko miesza:/
na zebraniu w przedszkolu Pani przeczytała jakieś pismo z ministerstwa o tym,że przedszkola nie mają obowiązku nauczania i że nauki jako takiej nie będzie bo odgórnie mają "zabronione" i między innymi to przeważyło z decyzją,że Lena do szkoły pójdzie wcześniej
po za tym masa znajomych puszcza dzieci wcześniej do szkoły dobrowolnie już teraz i większość dzieci jest bardzo zadowolona

no i zgłupiałam bo wydawało mi się,że Leny rocznik już obowiązkowo musi iść do szkoły a różne zdania słyszałam-wiecie jak to jest?

Agata B. pisze...

babi - no Leny rocznik to już czy chcesz czy nie idzie wcześniej (jeśli dobrze to wszystko rozumiem) :)

Agata B. pisze...

A u nas w przedszkolu nauka jest, w formie zawoalowanej coprawda ale panie powiedziały że nie wyobrażają sobie przestać to robić - dzici uczą się liter, sylabizują itd. Plus oczywiście wiedza ogólna w ciekawej formie.

Anka (m-m-t) pisze...

Nie Aniu. Rocznik 2005 czyli Leny jak i mojej Majki nie idzie obowiązkowo...jest ostatnim rocznikiem gdzie rodzic sam decyduje.
I popieram Wasze zdanie...wahałam się, bo Majka taka kumata, że liczy, że zna alfabet, że pisać zaczyna...no i co z tego?
A co będzie potem, jak już wyjdzie z podstawówki...
Ona w tym roku po raz pierwszy idzie do przedszkola...w sumie to nie wiem - ale ta grupa będzie taka zwrówkowa bardziej...a w przyszłym roku ma targać tornister?
Rok wcześnie, a dla niej to prawie dwa lata...bo grudniowa.
Niech dziecko ma czas na zabawę...na naukę przyjdzie pora!!!

cypisek pisze...

Tak Babi, Leny rocznik jeszcze nie musi.
Dodatkowe argumenty - z nieznanych powodów "umienie" czytania i pisania wcześniej urosło do rangi nie wiadomo czego. A czemu? To tylko małe fragmenty. Duńczycy uczą tego ośmiolatki, a mają lepszą edukację niż my. Nie mówiąc o tym, że najlepszą mają Finowie, gdzie obowiązek jest od 7. MEN na to nie odpowiada, bo nie lubi takich pytań, prawdziwym powodem jest bowiem kochany ZUS, co zresztą też jest słabiutkim sposobem, chwilówką, ale te skuteczne są trudne politycznie.
Wyrównanie szans - raczej nie wyjdzie, wyścig przesunie się niżej i tyle.
Ale dla mnie najważniejsze są to co napisałam wcześniej - ciężar tornistrów (są ciekawe raporty jak nieprzygotowane fizycznie są nasze dzieci do naszej szkoły), gimnazjum ze starszymi dziećmi (a Franio dodatkowo jest z grudnia) i to, że nawet jak rok-dwa będą miłe warunki, to potem będą ławki szkolne (i znowu kręgosłup;)).
Że dzieciom się podoba - a czemu miałoby się nie podobać, jak pisałam podstawówka, a zwłaszcza początki to przecież fajna sprawa. I to co Calendula napisała emocje itp., tu zresztą też są dane, ze z tym średnio, ale znowu nie jest to popularne dla MEN. Ale na tym edukacja się nie kończy. Więc mój syn dostanie ją raczej za rok.
Istotna jest kwestia kosztów, bo przedszkole jest płatne. Ale zerówka przy szkole nie, więc też można się zastanowić.

cypisek pisze...

A i u nas też dzieci się uczą. Teraz mają bardzo fajnie prowadzony temat woda i mnóstwo Franio przynosi, robią też ćwiczenia itd. Wcześniej było żywienie, ćwiczą rękę na szlaczkach (bardzo dobre, a jakoś w szkołach zniknęło), liczą i litery też im wskakują :)

cypisek pisze...

A, sorry, że tyle się rozpisałam, ale wkurza mnie, ze MEN tylko świetlaną przyszłość pokazuje (a na konferencji jak byłam były vicemin, sam w to nie wierzył), nie mówi nic o problemach. A teraz zamiast na dzieci to dali kasę, by M jak miłość reklamowało wcześniejsze pójście. To nie jest uczciwe stawianie sprawy po prostu.

Anka (m-m-t) pisze...

Popieram to, co mówi cypisek w 100%.
Widze jaka maja jest jeszcze "rozchwiana" emocjonalnie...często z wieloma sprawami jeszcze sobie nie radzi...
Teraz zabawa, za kilka lat może wyścig szczurów...

notonlywhite pisze...

dzięki-przynajmniej wiem na czym stoimy bo się pogubiłam:D

szczerze mam mieszane uczucia:]

Agata B. pisze...

ja jeszcze do tego co cypisek napisała że zerówka jest darmowa - to jest główny argument "przeciw" mojego męża - ale w odwrotnym sensie że "po co rok szybciej wydawać kasę na szkołę" (czym mnie rozwala hehe - no trudno nie przyznać mu racji :)))) - bo szkoła jest darmowa tylko pozornie podliczcie sobie ile kosztuje "wyprawka szkolna" już od pierwszej klasy co roku, no czymś te 25 kilogramowe tornistry trzeba napiełnić prawda ...

cypisek pisze...

Ależ oczywiście, szkoła nie jest darmowa, sama pamiętam jak rzucała uczniom ceny podręcznika, ćwiczeń i płyty, a to tylko jeden język był, ale parę osób we mnie już mi rzucało, że przedszkole to koszt, a tu nie.

Agata B. pisze...

"za moich czasów" do każdego przedmiotu był jeden podręcznik, ten sam dla kolejnych roczników, książki dostawało się - tj wypożyczało na rok szkolny ze szkoły, właściwie kupowało się tylko zeszyty. Teraz na każdy przedmiot - podręcznik, domowniczek, klasowniczek, pierdzielniczek, ćwiczenia i wycinanka i nie wiem co jeszcze - i to wszystko jednorazowego użytku - bo przecież to taki "mądry i wychowawczy" pomysł uczyć dzieci pisania w książkach :) - a to po to aby Boże broń młodszy brat nie skorzystał za rok z tego samego egzemplarza tylko rodzice wyskoczyli z kasy po raz drugi (o aspekcie ekologicznym tego procederu to już nawet nie wspomnę ...)

agnes pisze...

dziękuję za wypowiedź :)

Anonimowy pisze...

Karen:
Ja też nie puszczam Krzysia do skoły. I to właśnie między innymi z tego powodu, że nie miałabym jak zapewni Krzysiowi opieki w czasie jakby nie był w szkole.
Koszty? Tu płacę te 250zł miesięcznie ale mam dziecko dopilnowane, nieznudzone i nakarmione. A w szkole? nie wiem.

Do tego na zebraniu panie powiedziały, że dzieci normalnie będą uczone. Czytanie globalne, sylabizowanie, literowanie i liczenie.

Tak więc Krzyś zostaje w przedszkolu.