czwartek, 3 lutego 2011

Mam urlop - dwa dni.
Dziś - pierwszy dzień - zaraz po uporaniu się z histerią młodego (ciężko mu się po feriach przystosować do przedszkola) zaczęłam od wizyty u kosmetyczki - standardowy zabieg oczyszczająco-nawilżający. No i szok przeżyłam bo chyba pierwszy raz - choć byłam w różnych zakładach mniej i bardziej wypasionych wiele wiele razy w życiu - pani kosmetyczka na koniec w cenie zabiegu zrobiłam i pełny makijaż. Delikatny ale od a do zet.
Dzięki temu nie muszę się martwić jak będę wyglądać wypełniając dalsze punkty programu - np. wyjazd do dentysty z dziećmi do Rybnika - którego to kompletnie nie znam i nie wiem właściwie jak mam do tego dentysty trafić (zawsze jeździł z nimi J., on dziś w pracy w Katowicach).
Jutro jadę zbadać sobie krew - bo to co się ostatnio ze mną dzieje to jakaś masakra.
Ja nie wspomnę sinaków na nogach wielkości ameryki północnej na szkolnej ściennej mapie świata :) Ale gdzie siądę to zasypiam - nie mam siły ani ręka ani nogą.
Ania od poniedziałku będzie chodzić na balet. Wróżę jej jakiś miesiąc :)
Wiosno przychodź bo zejdę.

3 komentarze:

Pitrex pisze...

STO LAT !!! AGATO ......

lisianora pisze...

czyli jednym słowem odpoczywasz :P

andraa pisze...

I jak tam baletnica?;) Jeszcze jej się nie znudziło?;)