Dobra, idę pisać masakrycznie długą notkę :)
___________________________________________________________
Ok., notka mi nie wyszła bo muszę zaraz iść spać (i tak nie wiem jak wstanę za te 4 h które mi zostały do budzika).
A więc w skrócie.
W pracy stukamy z koleżanką K. nadprogramowy i bardzo terminowy teren (akcja bydło) w związku z czym wracam z pracy w stanie agonalnym i ze saraliżowanymi receptorami w nosie, o godzinie 20tej już nie kontaktuję a więc muszę iść spać, wstaję bladym świtem i zaczynamy od nowa. W sobotę zaczęłyśmy o 7.30, skończyłyśmy o 17tej. Ale już prawie kończymy. Myślałam że już nic więcej w moim zawodzie nie jestem w stanie się nauczyć ponad to co umiałam przyjmując się do pracy w IW – a tu miła niespodzianka. Każdy dzień niesie nowe doświadczenia i umiejętności :) Poskramianie jałówek na ten przykład.
Wczoraj byłam tak obolała że nie mogłam chodzić w związku z czym J. przywalił mi ku swej uciesze ketonal w dupę. Sadysta. Pomogło muszę przyznać :)
Poza tym dostałam w pracy laptopa – co dobrze się złożyło, bo to co powinnam „pisemnego” zrobić w pracy mogę robić w domu to już zakrawa na chorobę :)
Poza tym dostałam w pracy laptopa – co dobrze się złożyło, bo to co powinnam „pisemnego” zrobić w pracy mogę robić w domu to już zakrawa na chorobę :)
Wczoraj Mateusz przewrócił na siebie komodę – piekielnie ciężką, wyładowaną segregatorami. Nie wiem jak to zrobił, zapewne uwiesił się jak zwykle na szufladzie. Nie wiedziałam – dopiero usłyszałam „łup” i zduszony jęk – młody tak się przestraszył że nawet nie płakał w pierwszym momencie – dopiero jak go wyciągnęliśmy. Nie wiem jak to zrobił ale kompletnie nic mu się nie stało – cały ciężar komody leżał mu na karku i plecach jak to podniosłam (siedział w pozycji żółwia). Komoda uzyskała natychmiastowy nakaz eksmisji na strych.
Dzieci zasmarkane i cherlające ale jeszcze się jakoś tam trzymają.
Jutro mam zebranie w przedszkolu. Wywiadówkę znaczy :)
Mimo że jestem masakrycznie zmęczona, nie wiemjaksięnazywam, niemamczasunanic to jakoś dziwnie dobrze mi z tym :) Ten speed (oraz pewne równolegle toczące się okoliczności przyrody) mnie pozytywnie nakręca, ha! :)
6 komentarzy:
Nie wyrzucajcie - przytwierdzcie do sciany. U nas wszystko jest przytwierdzone, bo moj maz ma obsesje, ze spadnie na dziecko - teraz widze, ze sluszna.
Z tymi meblami przytwierdzonymi do ściany to święta racja. Ja gdy byłam mała wywaliłam na siebie cały wielki segment, bo chciałam sięgnąć po ciuciu do barku, na którym się uwiesiłam i poleciało na mnie wszystko. Całe szczęście segment oparł się o kanapę więc nie przygniótł mnie, ale masę kryształów, szkła, sztućców itp poleciało na mnie. Rodzice przerażeni bali się zajrzeć nawet czy żyję, ale za chwilę wyczłapałam się sama a oni zaczęli płakać. Usiadłam wtedy Tacie na kolanach i zaczęłam głaskać po głowie i powiedziałam, żeby nie płakał, bo Bozia nie chciała widocznie mnie jeszcze zabierać, bo byłam nie ubrana (miałam na sobie tylko rajstopki i koszulkę).
Do dzisiaj rodzice to wspominają i to jak dopiero wtedy się rozpłakali.
(Viola)
No to najedliście się strachu - współczuję. A MAły to z czego zrobiony? :) Żartować można jak nic się nie stało.
I OT czy ja Ci strasznie zawrócę głowę jak poproszę żebyś gdzieś wkleiła (możne być na mOL)takie babeczki z żurawiną co je tworzyłaś w tamtym roku i mi do dziś zdjęcie stoi przed oczami ?
Tak przy czasie oczywiście.
to się dzieje echh
Matko!! przykreccie to faktycznie. Moglo go zabic.
tego się nie da przykręcić. już tego nie ma :)
Prześlij komentarz