niedziela, 29 listopada 2009

Dowód na to że żyję - tadam!:

Dobra, idę pisać masakrycznie długą notkę :)

___________________________________________________________


Ok., notka mi nie wyszła bo muszę zaraz iść spać (i tak nie wiem jak wstanę za te 4 h które mi zostały do budzika).
A więc w skrócie.
W pracy stukamy z koleżanką K. nadprogramowy i bardzo terminowy teren (akcja bydło) w związku z czym wracam z pracy w stanie agonalnym i ze saraliżowanymi receptorami w nosie, o godzinie 20tej już nie kontaktuję a więc muszę iść spać, wstaję bladym świtem i zaczynamy od nowa. W sobotę zaczęłyśmy o 7.30, skończyłyśmy o 17tej. Ale już prawie kończymy. Myślałam że już nic więcej w moim zawodzie nie jestem w stanie się nauczyć ponad to co umiałam przyjmując się do pracy w IW – a tu miła niespodzianka. Każdy dzień niesie nowe doświadczenia i umiejętności :) Poskramianie jałówek na ten przykład.
Wczoraj byłam tak obolała że nie mogłam chodzić w związku z czym J. przywalił mi ku swej uciesze ketonal w dupę. Sadysta. Pomogło muszę przyznać :)
Poza tym dostałam w pracy laptopa – co dobrze się złożyło, bo to co powinnam „pisemnego” zrobić w pracy mogę robić w domu to już zakrawa na chorobę :)

Wczoraj Mateusz przewrócił na siebie komodę – piekielnie ciężką, wyładowaną segregatorami. Nie wiem jak to zrobił, zapewne uwiesił się jak zwykle na szufladzie. Nie wiedziałam – dopiero usłyszałam „łup” i zduszony jęk – młody tak się przestraszył że nawet nie płakał w pierwszym momencie – dopiero jak go wyciągnęliśmy. Nie wiem jak to zrobił ale kompletnie nic mu się nie stało – cały ciężar komody leżał mu na karku i plecach jak to podniosłam (siedział w pozycji żółwia). Komoda uzyskała natychmiastowy nakaz eksmisji na strych.

Dzieci zasmarkane i cherlające ale jeszcze się jakoś tam trzymają.

Jutro mam zebranie w przedszkolu. Wywiadówkę znaczy :)

Mimo że jestem masakrycznie zmęczona, nie wiemjaksięnazywam, niemamczasunanic to jakoś dziwnie dobrze mi z tym :) Ten speed (oraz pewne równolegle toczące się okoliczności przyrody) mnie pozytywnie nakręca, ha! :)

6 komentarzy:

lisasimpson pisze...

Nie wyrzucajcie - przytwierdzcie do sciany. U nas wszystko jest przytwierdzone, bo moj maz ma obsesje, ze spadnie na dziecko - teraz widze, ze sluszna.

Anonimowy pisze...

Z tymi meblami przytwierdzonymi do ściany to święta racja. Ja gdy byłam mała wywaliłam na siebie cały wielki segment, bo chciałam sięgnąć po ciuciu do barku, na którym się uwiesiłam i poleciało na mnie wszystko. Całe szczęście segment oparł się o kanapę więc nie przygniótł mnie, ale masę kryształów, szkła, sztućców itp poleciało na mnie. Rodzice przerażeni bali się zajrzeć nawet czy żyję, ale za chwilę wyczłapałam się sama a oni zaczęli płakać. Usiadłam wtedy Tacie na kolanach i zaczęłam głaskać po głowie i powiedziałam, żeby nie płakał, bo Bozia nie chciała widocznie mnie jeszcze zabierać, bo byłam nie ubrana (miałam na sobie tylko rajstopki i koszulkę).
Do dzisiaj rodzice to wspominają i to jak dopiero wtedy się rozpłakali.
(Viola)

malgoska pisze...

No to najedliście się strachu - współczuję. A MAły to z czego zrobiony? :) Żartować można jak nic się nie stało.
I OT czy ja Ci strasznie zawrócę głowę jak poproszę żebyś gdzieś wkleiła (możne być na mOL)takie babeczki z żurawiną co je tworzyłaś w tamtym roku i mi do dziś zdjęcie stoi przed oczami ?
Tak przy czasie oczywiście.

notonlywhite pisze...

to się dzieje echh

Kaja pisze...

Matko!! przykreccie to faktycznie. Moglo go zabic.

Agata B. pisze...

tego się nie da przykręcić. już tego nie ma :)