Weekend.
Ze względu na uogólnione cherlanie odkładamy wyjazd do Miasteczka Mikołaja – tak właśnie nie odwołujemy a odkładamy na np. za tydzień. Stwierdziłam, że spędzenie dużej części dnia na dworze przy pogodzie przeszywająco-zimno-mglistej kiedy wszyscy są podziębieni może się źle skończyć.
Ze względu na uogólnione cherlanie odkładamy wyjazd do Miasteczka Mikołaja – tak właśnie nie odwołujemy a odkładamy na np. za tydzień. Stwierdziłam, że spędzenie dużej części dnia na dworze przy pogodzie przeszywająco-zimno-mglistej kiedy wszyscy są podziębieni może się źle skończyć.
Za to jadę z dzieciakami do Gliwic, i idziemy z ciocią i kuzynką do kina na Renifera. Nie wiem jak Mateusz w kinie bo jeszcze nigdy nie był – no ale kiedyś musi być ten pierwszy raz – najwyżej po prostu z nim wyjdę i już. Myślę jednak że popcorn będzie skutecznym argumentem że w kinie jest ok. (poza tym jest fanem medialnym więc wydaje mi się że nie będzie problemu).
Teraz tylko muszę nie osiwieć do końca – bo oczywiście już dają czadu – chciałam sobie wstać o bladym świcie tylko po to żeby w spokoju się wykąpać, poczytać w wannie, wypić kawę przy komputerku i radio – oczywiście się nie dało. Mamowanie rozpoczęte, do tego durny kundel doprowadza mnie do szału – ten pies jest bez wątpienia upośledzony psychicznie.
Teraz tylko muszę nie osiwieć do końca – bo oczywiście już dają czadu – chciałam sobie wstać o bladym świcie tylko po to żeby w spokoju się wykąpać, poczytać w wannie, wypić kawę przy komputerku i radio – oczywiście się nie dało. Mamowanie rozpoczęte, do tego durny kundel doprowadza mnie do szału – ten pies jest bez wątpienia upośledzony psychicznie.
Zaraz będzie śniadanko, skoczę do sklepu, zrobię zupę i się zbierzemy – sami – tj bez starego który to ponoć ma w pigułę roboty i ponoć obecność nasza mu przeszkadza posuwać się do przodu (dlatego zarządził naszą eksmisję na weekend). W miejscach uciechy i rozrywki familijnej czuję się powoli jak samotna matka (nie wiem czy nie powinnam zaaplikować sobie czegoś uspokajającego przed tą wyprawą bo czuję w kościach że bez ostrych histerycznych jazd się nie obędzie).
Nie mam dla dzieci żadnych upominków mikołajkowych – nie miałam kiedy kupić – kupiłam coprawda dla Ani portfel który sobie zażyczyła (z miejscem na zdjęcie!) – ale na Allegro i przyjdzie dopiero po weekendzie.
Nie mam dla dzieci żadnych upominków mikołajkowych – nie miałam kiedy kupić – kupiłam coprawda dla Ani portfel który sobie zażyczyła (z miejscem na zdjęcie!) – ale na Allegro i przyjdzie dopiero po weekendzie.
Mam tylko słodycze – dostaliśmy z pracy super paczki mikołajkowe (Beata – dopiero wczoraj zajrzałam do nich – zestaw naprawdę superowy :)) – oraz od Dziadków z CCH przyszedł „czekoladowy telegram” dla młodych – niestety nakryli kuriera i podsłuchali, że zaadresowany na Anię i Mateusza – chodzili dookoła tej paczki pół dnia i trzeba było ją już wczoraj otworzyć.
Jestem z lekka wycieńczona fizycznie po ostatnich powiedzmy dwóch tygodniach pracy – wczoraj zarobiłam kilka siniaków na nogach i zdartą skórę na palcu, poza tym mam wypaloną skórę na twarzy – z nosa skóra złazi mi jak po nieumiarkowanym opalaniu się. Oraz cherlam. Ale co tam – następny tydzień ciągniemy dalej robotę terenową ale powoli mój organizm zaczyna się do tego przyzwyczajać.
Teraz muszę uwinąć się z tym śniadaniem, skoczyć do sklepu, ugotować zupę (bo chcę jechać w gości z zupą :)), spakować ich (masakra – nienawidzę), bilety zarezerwowane już.
Obejrzeliśmy wczoraj 2012 – chociaż nie lubię filmów katastroficznych i zalatujących S-F – w ogóle nie lubię filmu i literatury które z daleka zalatują tym że jest to fikcja – lubię książki i filmy pokazujące prawdziwe życie prawdziwych (potencjalnie) ludzi – to ten film bardzo mi się podobał – coprawdza nie zobaczyłam ostatnich 10 minut bo młody się obudził i musiałam się z nim położyć – ale muszę przyznać że (mimo przesady do sześcianu odnoście realności zdarzeń) oglądało mi się fajnie.
Mam zresztą osobistą refleksję związaną z końcem świata w aspekcie zbliżających się świąt.
Jestem z lekka wycieńczona fizycznie po ostatnich powiedzmy dwóch tygodniach pracy – wczoraj zarobiłam kilka siniaków na nogach i zdartą skórę na palcu, poza tym mam wypaloną skórę na twarzy – z nosa skóra złazi mi jak po nieumiarkowanym opalaniu się. Oraz cherlam. Ale co tam – następny tydzień ciągniemy dalej robotę terenową ale powoli mój organizm zaczyna się do tego przyzwyczajać.
Teraz muszę uwinąć się z tym śniadaniem, skoczyć do sklepu, ugotować zupę (bo chcę jechać w gości z zupą :)), spakować ich (masakra – nienawidzę), bilety zarezerwowane już.
Obejrzeliśmy wczoraj 2012 – chociaż nie lubię filmów katastroficznych i zalatujących S-F – w ogóle nie lubię filmu i literatury które z daleka zalatują tym że jest to fikcja – lubię książki i filmy pokazujące prawdziwe życie prawdziwych (potencjalnie) ludzi – to ten film bardzo mi się podobał – coprawdza nie zobaczyłam ostatnich 10 minut bo młody się obudził i musiałam się z nim położyć – ale muszę przyznać że (mimo przesady do sześcianu odnoście realności zdarzeń) oglądało mi się fajnie.
Mam zresztą osobistą refleksję związaną z końcem świata w aspekcie zbliżających się świąt.
Czy tylko ja mam odczucie – że od kilku lat atmosfera zagęszczająca się wokół oczekiwania na Gwiazdkę zamiast przypominać radosno-refleksyjne odliczanie przypomina raczej zbliżający się kataklizm?
W tym roku autentycznie mam wrażenie, że to co się dzieje dookoła to przygotowania do końca świata a nie do radosnych, rodzinnych świąt. KUPUJCIE KUPUJCIE KUPUJCIE – DUŻO DUŻO DUŻO i JUŻ TERAZ NATYCHMIAST (bo może zabraknąć) – zadłużajcie się, róbcie zapasy bo to może ostatni raz w życiu! PANIKA! Od kilku dni normalnie się boję gdzieś w środku jak słucham tego wszystkiego ...
Dobra idę bo jakaś masakra się odbywa w dużym pokoju ... i właśnie mnie stary wkurzył – już mi się gotuje w środku.
Nie wiem - chyba będę sobie nastawiać budzik na północ żeby mieć chwilę dla siebie skoro półgodzinka o 8mej rano w sobotę (szczególnie w aspekcie planów na ciąg dalszy dnia) przeznaczona nie dla rodziny to przestępstwo... zwariuję.
Dobra idę bo jakaś masakra się odbywa w dużym pokoju ... i właśnie mnie stary wkurzył – już mi się gotuje w środku.
Nie wiem - chyba będę sobie nastawiać budzik na północ żeby mieć chwilę dla siebie skoro półgodzinka o 8mej rano w sobotę (szczególnie w aspekcie planów na ciąg dalszy dnia) przeznaczona nie dla rodziny to przestępstwo... zwariuję.
3 komentarze:
Masz rację, 200% racji :)). Dlatego my omijamy miejsca, gdzie święta znaczą tylko kupowanie;), wczorajszy krótki wpad do Sfer był chyba ostatni, bo praktycznie wszystkie prezenty już mam. I żyjemy raczej jak ten staruszek, co spokojnie podwiązywał pomidory (to z tego wiersza Miłosza o końcu świata), a więc chodzimy na roraty, zbieramy serduszka, kleimy łańcuchy, kupujemy składniki do pierniczków itd. Dopóki się da, to tak chcę właśnie.
A! na Renifera Franio z tatą idą jutro:). A Park Mikołaja zostawimy chyba na po Świętach, bo następny weekend urodzinowy :)))))
MGiH: coś w tym jest. a może to raczej chodzi o to że teraz ten kataklizm dla nas wynika z konieczności przygotowania Świąt własnoręcznie, zamiast napawania się choinką i prezentami i potrawami zrobionymi przez mamę :)
Prześlij komentarz