piątek, 30 września 2011

Jesssu nie mogę patrzeć na jabłka i gruszki - jestem tak nimi obżarta że w ogóle już nic innego nie jem. Chyba pęknę.
Produkuję kolejne słoiki - 2 h obierania = 2 marne słoiki owoców. Też mi interes.

Dzieci już nie gorączkują - młody właściwie zdrowy jak byk, młoda jeszcze słaba. Ale gdybym miała oceniać stan ich górnych dróg oddechowych po ilości decybeli jakie z siebie wydają poprzez odgłosy paszczami to stwierdziłabym że są bardzo mocno nie chorzy. Aby nie używać zakazanego słowa na "Zet".
Przyszła roleta z Dekorii.
Przyszła paczka z ciuchami dla dzieci z Tchibo - ciuchy piękne - kolorystycznie zachwycające :)

Zabraliśmy dziś dzieci do zaprzyjaźnionego WDK na teatrzyk. Nawet im się podobało (chyba głównie w aspekcie chorobowego kiblowania w domu).

Ja zabrałabym siebie bardzo bardzo chętnie w góry na spacer - bo wrzesień taki piękny mamy że aż zachwyt człowieka ogarnia. Ale nie ma kiedy - J. jutro pracuje, w niedzielę imprezka rodzinna, no i dziatwa choruje.

Chyba sobie obejrzę po raz kolejny któryś odcinek "Przepisu na życie". Bo wiecie - zakochałam się w tym serialu :)))))



Brak komentarzy: