- Trochę z powodu oczekiwania na reakcję US na złożony PIT z którego wynika spory zwrot podatku. Nie wiem jak to jest ale zawsze od wszystkich słyszę jak to szybko są załatwiani przez US - nam się jakoś to jeszcze nigdy nie zdarzyło... ale mam nadzieję że co ma wisieć nie utonie (chyba że się urwie jak mawiał mój wychowawca z podstawówki).
- Trochę z powodu trwającego drugi tydzień remontu trakcji elektrycznej w naszej części wsi (dokładnie wymiana słupów prądowych) i związanych z tym przerw w dostawie prądu. No właściwie to ja nie wiem czy można nazwać "przerwą" fakt braku prądu przez 12 h w ciągu jednej doby (w zeszłym tygodniu nie było od 5 rano do 17 po południu) - ja wszystko rozumiem, że remont kiedyś zrobić trzeba ale 10-12 h w ciągu jednego dnia zostawić ludzi bez prądu???
Dopiero przy braku energii widać jak ona jest na każdym kroku potrzebna.
Wczoraj (niedziela) cały dzień prałam zaległości z zeszłego tygodnia przez ten prąd.
Dziś znowu nie było i jutro też nie ma być. Muszę na noc wstawić zmywarkę bo jutro zginę w gratach kuchennych. - Trochę z powodu szalejących frontów (atmosferycznych) i pogody w sumie w moim typie (szaro buro, ponuro i leje deszcz - ale przy okazji ze skokami ciśnienia - trwam wiec w maratonie migrenowego rozwałkowania.
- Trochę z powodu ciągłego braku męża na pokładzie. Kiedy jestem sama z dziećmi przez 2-3 doby, mam na stałe włączony tryb awaryjny ... :)
- Trochę z powodu roboty która mnie dołuje na maxa - ja już nie mówię że mnie nie cieszy ale nie daje kompletnie żadnej satysfakcji. Niestety mając tak mocno sprecyzowany zawód jak ja człowiek staje się niewolnikiem swoich wcześniejszych wyborów.
- Trochę z powodu knucia planów remontowych w domu - ciii .... trochę z powodu braku energii na wiosenne porządki ....
No może nie wszyscy ale jak otwieram fejsbuka to za każdym razem atakują mnie zdjęcia jakichś chudych lasek i śniadań złożonych ze zroszonych szklanic soków z kiwi z utopionymi w nich krwistoczerwonymi malinami. Myślę sobie ze gdybym zaczęła odżywiać się takimi wynalazkami to siedziałabym pół doby w kiblu :D
Zmotywowana doszczętnie zabrałam się dziś za "gimnastykę" - stwierdziłam ze pozostanę wierna swojemu ukochanemu kiedyś callanetisowi - no tak żeby się poczuć lepiej po weekendowym zastoju.
O kurde.
W czasie studiów miałam taki okres ze ćwiczyłam pełen zestaw codziennie a nawet dwa razy dziennie. Machałam te setki powtórzeń oglądając TV bez żadnego wysiłku. Jak ja to robiłam to nie wiem bo dziś nie dałam rady zrobić wszystkiego na 100% a teraz czuję się jak po maratonie.
Nie żebym chciała dołączyć do odchudzających się ale trochę mnie wkurza spadająca na łeb na szyję sprawność fizyczna a także pewne partie które tak jak Bridget Jones wymyśliła chciałabym przemieścić z jednego miejsca w inne :) Niestety brak mi wytrwałości w zamierzeniach.
Dobra może jutro coś o dzieciach bo dziś byłoby za wiele po takiej przerwie :)
Aha i o Babci Adeli :)
Ania: Mamo a kochasz mnie prawda? I nie przeszkadza ci że jestem taka trochę pyskata? (grunt to znać siebie po nasadę włosów albo i głębiej :)
Aha - przeczytałam w ostatnim pociągu do i z Wrocławia :
"Uwięziona w Teheranie" Nemat Marina ... i noo ... czy ja wiem .... niby literatura faktu ale jakaś taka powierzchowna ...nie wiem co mam o niej powiedzieć. Bez zachwytu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz