niedziela, 23 marca 2014

Ok .... ad rem ...!

Drugi już tydzień trwam w zawieszeniu atmosfery klęski żywiołowej z opcją ustawioną na "przetrwanie".
  • Trochę z powodu oczekiwania na reakcję US na złożony PIT z którego wynika spory zwrot podatku. Nie wiem jak to jest ale zawsze od wszystkich słyszę jak to szybko są załatwiani przez US - nam się jakoś to jeszcze nigdy nie zdarzyło... ale mam nadzieję że co ma wisieć nie utonie (chyba że się urwie jak mawiał mój wychowawca z podstawówki).
  • Trochę z powodu trwającego drugi tydzień remontu trakcji elektrycznej w naszej części wsi (dokładnie wymiana słupów prądowych) i związanych z tym przerw w dostawie prądu. No właściwie to ja nie wiem czy można nazwać "przerwą" fakt braku prądu przez 12 h w ciągu jednej doby (w zeszłym tygodniu nie było od 5 rano do 17 po południu) - ja wszystko rozumiem, że remont kiedyś zrobić trzeba ale 10-12 h w ciągu jednego dnia zostawić ludzi bez prądu???
    Dopiero przy braku energii widać jak ona jest na każdym kroku potrzebna.
    Wczoraj (niedziela) cały dzień prałam zaległości z zeszłego tygodnia przez ten prąd.
    Dziś znowu nie było i jutro też nie ma być. Muszę na noc wstawić zmywarkę bo jutro zginę w gratach kuchennych.
  • Trochę z powodu szalejących frontów (atmosferycznych) i pogody w sumie w moim typie (szaro buro, ponuro i leje deszcz - ale przy okazji ze skokami ciśnienia - trwam wiec w maratonie migrenowego rozwałkowania.
  • Trochę z powodu ciągłego braku męża na pokładzie. Kiedy jestem sama z dziećmi przez 2-3 doby, mam na stałe włączony tryb awaryjny ... :)
  • Trochę z powodu roboty która mnie dołuje na maxa - ja już nie mówię że mnie nie cieszy ale nie daje kompletnie żadnej satysfakcji. Niestety mając tak mocno sprecyzowany zawód jak ja człowiek staje się niewolnikiem swoich wcześniejszych wyborów.
  • Trochę z powodu knucia planów remontowych w domu - ciii .... trochę z powodu braku energii na wiosenne porządki ....
Nie wiem dlaczego ale wszyscy się odchudzają.Jakaś nowa moda.
No może nie wszyscy ale jak otwieram fejsbuka to za każdym razem atakują mnie zdjęcia jakichś chudych lasek i śniadań złożonych ze zroszonych szklanic soków  z kiwi z utopionymi w nich krwistoczerwonymi malinami. Myślę sobie ze gdybym zaczęła odżywiać się takimi wynalazkami to siedziałabym pół doby w kiblu :D
Zmotywowana doszczętnie zabrałam się dziś za "gimnastykę" - stwierdziłam ze pozostanę wierna swojemu ukochanemu kiedyś callanetisowi - no tak żeby się poczuć lepiej po weekendowym zastoju.
O kurde.
W czasie studiów miałam taki okres ze ćwiczyłam pełen zestaw codziennie a nawet dwa razy dziennie. Machałam te setki powtórzeń oglądając TV bez żadnego wysiłku. Jak ja to robiłam to nie wiem bo dziś nie dałam rady zrobić wszystkiego na 100% a teraz czuję się jak po maratonie.
Nie żebym chciała dołączyć do odchudzających się ale trochę mnie wkurza spadająca na łeb na szyję sprawność fizyczna a także pewne partie które tak jak Bridget Jones wymyśliła chciałabym przemieścić z jednego miejsca w inne :) Niestety brak mi wytrwałości w zamierzeniach.
Dobra może jutro coś o dzieciach bo dziś byłoby za wiele po takiej przerwie :)
Aha i o Babci Adeli :)


Ania: Mamo a kochasz mnie prawda? I nie przeszkadza ci że jestem taka trochę pyskata? (grunt to znać siebie po nasadę włosów albo i głębiej :)


Aha - przeczytałam w ostatnim pociągu do i z Wrocławia :
"Uwięziona w Teheranie" Nemat Marina ... i noo  ... czy ja wiem .... niby literatura faktu ale jakaś taka powierzchowna ...nie wiem co mam o niej powiedzieć. Bez zachwytu.

Brak komentarzy: